-Wyspałaś się?
-Taa...- rzucam biorąc jabłko ze stołu. Gdy zaczynam kierować się do drzwi słyszę głos mamy.
-Śniadanie.
-Mamo.- jęczę zła. - Spóźnię się na autobus, wzięłam jabłko.- krzyczę wychodząc z domu.
Idąc ulicą wkładam słuchawki do uszu i puszczam Uncover . Gdy dochodzę do przystanku, przyjeżdża autobus. Po piętnastu minutach jazdy wysiadam pod szkołą. Staję przed budynkiem i biorę głęboki oddech. No dobra, przedstawienie czas zacząć. Przybierając na twarz fałszywy uśmiech ruszam w stronę drzwi. Już od wejścia widzę tych wszystkich ludzi, podzieleni na "grupy". Przecież to zmaza, jak jakiś kujon będzie stał obok sportowca... Jezu nienawidzę tych ludzi... Udaję się w kierunku mojej szafki. Wpisuję kod i chowam książki, zostawiając tylko te na matematykę. Idę w stronę klasy matematycznej, pod którą dostrzegam przyjaciółki.
-Yo dziewczyny.
-Siemka Allison.
Każda przytula mnie na powitanie, a następnie siadamy na ławce. Rozmawiamy o zadanej przez panią Roberts pracy domowej, którą ni jak, nikt nie wie jak rozwiązać. Na szczęście to zadanie jest dopiero na poniedziałek. Po chwili dzwoni dzwonek oznajmiający lekcję. Wstaję i mam zamiar ruszyć w kierunku drzwi klasy, kiedy na kogoś wpadam. Czuję jak moja bluza robi się mokra.
-Oj, przepraszam nie zauważyłem cię. Spokojnie, jesteś tak brzydka, że pewnie ludzie nie zwrócą uwagę na małą plamkę na ciuszku.- śmieję się, a ja czuję jak rośnie moje zdenerwowanie.
-Pieprz się Nick.- rzucam i wchodzę do klasy. Wyjaśnię, Nick to upierdliwy dupek z blond włosami i brązowymi włosami, który wprost uwielbia przypominać mi, że moje życie nie ma sensu.
Zajmuję swoje stałe miejsce koło Monic i wyciągam książki. Dziewczyna rzuca mi pytające spojrzenie niemo wskazując na plamę na bluzie.
-Nick.
To jedno słowo wystarcza, aby na twarzy przyjaciółki pojawiła się złość.
-Pewnego dnia zabiję skurwiela.- szepcze, na co obydwie się śmiejemy.
Ta lekcja jak i następne trzy przebiega w spokoju. Na przerwie śniadaniowej siadamy z dziewczynami na naszym stałym miejscu na zewnątrz. Przyjaciółki mają tace zapełnione jedzeniem, podczas gdy ja wzięłam tylko jabłko i wodę. Rzucają mi zdziwione spojrzenia na co tylko wzruszam ramionami.
-Nie jestem głodna.
-To może lepiej, jeszcze byś bardziej przytyła, chociaż nie wiem czy to możliwe.- słyszę za plecami szyderczy głos Nicka.
Wkurzona odwracam się z fałszywym uśmiechem. Dostrzegam tego gbura razem ze Styles'em, Tomlinson'em i Horan'em. Nie rozumiem czemu się z nim zadają, oni są nawet spoko... I chodzą ze mną do klasy.
-Daj jej spokój stary.- słyszę Harry'ego, ale ten debil go ignoruję.
Twarz Nicka zdobi bezczelny uśmiech, ale zmienia się w dezorientację kiedy widzi wyraz mojej twarzy. Korzystając z okazji wkurzona rzucam jabłkiem w niego. Przypadek chce, że trafiam go prosto w czoło. Brawo, punkt dla Allison.
-Już raz ci powiedziałam, ale powtórzę. Pierdol się Nick.- rzuciłam i odwróciłam się do koleżanek.
Zdążyłam usłyszeć jeszcze wkurzone burknięcie blondyna i jęk bólu.
Monic patrzy na mnie z oczami wielkości piłek tenisowych tak samo jak Meg, jakby nie mogły uwierzyć, że to zrobiłam. Unoszę jedynie ręce w geście obronnym i ruszam do szkoły w celu udania się pod klasę biologiczną. To ma być moja ostatnia, jak na dziś lekcja. I witaj weekendzie. Ta, będzie zajebiście. Czujecie ten sarkazm?
Wyciągam zeszyt, aby powtórzyć sobie ostatnie lekcje. Zanim zdążę się obejrzeć dzwoni dzwonek.
Wchodzę do sali i zajmuję ulubione miejsce w ostatnim rzędzie pod oknem. Z dala od oczu Higginsa, nauczyciela biologi. Po chwili zaczynają wchodzić pozostali uczniowie. Harry z kumplami zajmują miejsce w tym samym rzędzie co ja, tyle że ławkę dalej.
Higgins zaczyna swój wywód na temat jakiś tam uzależnień i ich wpływu na zdrowie. Wspomina coś o jakimś projekcie który będzie stanowił 60% końcowej oceny. Nigdy nie miałam problemów z tym przedmiotem więc stwierdzam, że nie muszę tego słuchać i rysuje jakieś bliżej nieokreślone wzory w zeszycie. Przytomnieje dopiero kiedy wyczytuje pary do projektu.
-Monic będziesz z Meg. Sofi i Gabriella, Louis i Niall, a pan Styles, który jak zwykle gorliwie mnie słucha...- patrzę na Harry'ego, którego z zamyślenia wyrywa dopiero Tomlinson szturchający go w ramie- będzie w parze z Allison. Może w końcu się czegoś nauczysz.
Nauczyciel dalej wymienia pary, ale ja go nie słucham. Moje oczy przybierają rozmiar piłek tenisowych. Że ja niby mam być w parze ze Styles'em?! Spoglądam na Harry'ego, który patrzy na mnie i się uśmiecha. Odwracam wzrok i patrzę na Sofi i Gabriellę, które aktualnie zabijają mnie wzrokiem. Matko, przyjaźnimy się, a im Styles podoba się od pierwszej klasy i... Moje rozmyślenia przerywa głos nauczyciela:
-Macie na to 2 miesiące. Projekty oddajecie na początku czerwca i jak mówiłem będą stanowić 60% oceny końcowej. Temat to problemy psychiczne i uzależnienia młodzieży.
Ja pierdole, normalnie zajebisty temat. Chcą ze mnie zrobić żywy przykład czy jak?
Gdy tylko słyszę dzwonek zbieram książki i czym prędzej wybiegam z klasy. Szybko chowam niepotrzebne rzeczy do szafki i staram się jak najszybciej wyjść ze szkoły. Gdy wychodzę z budynku widzę Zoe, która... Flirtuje z Harry. No kurwa. Dobra może odrobinę mi się on podoba, ale ta suka mnie wkurwia. Od najmłodszych lat pieprzy jak potłuczona głupoty o mnie na prawo i lewo.
-Dobrze wiesz, że on nigdy nie będzie twój.- słysze głos Nicka koło swojego ucha. Odwracam się i patrzę na niego zdezorientowana.- Gapisz się na niego, ale obydwoje wiemy, że on nigdy nie zechce kogoś takiego jak ty. Spójrz na nią. Jest ładna, szczupła, mądra nie to co ty.-rzuca i odchodzi śmiejąc się cicho.
Ma rację. Jestem nic nie wartym śmieciem, który tylko zużywa powietrze. Wyciągam słuchawki i Iphona i ruszyam w kierunku przystanku. Siadam na ławce i słucham właśnie Demons , gdy nagle ktoś siada obok mnie. Podnoszę wzrok i widzę Harry'ego. Chłopak sięga do mojego ucha i wyjmuje jedną słuchawkę.
-Lubię tą piosenkę.- rzuca słuchając razem ze mną.
-To moja ulubiona.- mówię cicho.
-Mamy do zrobienia projekt. Co ty na to, żeby zobaczyć się jutro u ciebie?
Zamurowało mnie. I co teraz?
-Ok. Ale nie wiesz gdzie mieszkam...
-Dlatego cię odprowadzę.
-Jeśli to jest jakieś chore zagranie za sprawą Nicka to przysięgam...
-Nie, on nawet nie wie.
No tak, czego ja się spodziewałam. Akurat przyjeżdża autobus. Razem z Harry zajmujemy miejsca obok siebie. Panuję trochę niezręczna cisza.
-Nie podoba mi się, jak Nick cię traktuję. - mówi po chwili. Moje oczy zaczynają piec na wspomnienie tego idioty. Nie mogę jednak pozwolić sobie na płacz przy Styles'ie
-To niby czemu się z nim zadajesz? -rzucam patrząc mu w oczy.
-Bo jest moim przyjacielem?- wychodzi mu bardziej jak pytanie.
Prycham tylko na jego odpowiedź i odwracam się w stronę okna. Po kilku minutach autobus zatrzymuję się na odpowiednim przystanku.
-Wysiadamy.- rzucam i wstaję.
Od przystanku do mojego domu jest jakieś pięć minut drogi pieszo. Idziemy w ciszy, słuchając szumu wiatru. Zatrzymuję się przed niedużym budynkiem z czerwonej cegły, charakterystycznym dla architektury Anglii.
-To tu.
-W takim razie to jutra Allison.- rzuca i odchodzi posyłając mi jeszcze uśmiech.
Wchodzę do domu i już od progu wita mnie 7-letnia siostra, która rzuca się na mnie, niczym mała małpka.
-Cześć gumisiu.- rzucam całując małą w czoło.
-Alli! Dostałam dzisiaj piątkę za rysunek. - mówi pokazując mi obrazek na którym są cztery patyczaki, podejrzewam, że to nasza rodzina. Śmieję się cicho i chwalę ją za dobrą pracę.
Idę do pokoju przy okazji mijając kuchnię i witając się z mamą. Gdy wchodzę do pomieszczenia rzucam torbę koło biurka wiedząc, że jutro będę korzystać z książek więc nie warto jej chować.
Przepieram się w czarne alladynki i zieloną bluzkę z długim rękawem. Schodzę na dół i udaję się do kuchni gdzie mama podaje obiad.
-Zawołaj siostrę.
-Jasne. Melani!
Mała blond włosa dziewczynka pojawia się w pomieszczeniu i zajmuję miejsce obok mnie przy stole.
-Naleśniki! - krzyczy szczęśliwa widząc swoje ulubione danie.
Przed oczami pojawia mi się obraz ile przytyję jeśli to zjem. Jednak aby mama nie zorientowała się, że coś jest nie tak zjadam jednego podczas gdy ona smaży resztę. Po posiłku odkładam talerze do zmywarki.
-Mało zjadłaś.- zauważa mama.
Kurdę. Myśl Allison.
-Dużo zjadłam, jeszcze w szkole się z dziewczynami najadłam.
Mama łatwo wierzy w kłamstwo, a ja oddycham z ulgą. Nalewam sobie do szklanki soku i siadam przy wyspie kuchennej.
-Jutro z tatą i Melanii jedziemy do cioci. Jest rocznica i pomyślałam sobie... Może pojedziesz z nami?
Niby niewinne pytanie, a przywołało tysiące niechcianych wspomnień. Jutro rocznica śmierci babci. W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy.
-Nie.- mówię i uciekam do pokoju. Zamykam się po czym rzucam się na łóżko. Po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Nie mam już siły. Moja babcia zmarła cztery lata temu, a ciągle czuje jakby to było wczoraj. Byłam z nią bardzo zżyta i każde nawet najmniejsze wspomnienie bardzo boli. Teraz jeszcze Nick mnie denerwuje. Nie dość, że sama mam problemy ze swoją psychiką... Podejrzewam, że mam depresje, ale jak powiedziałam to mamie to mnie wyśmiała... Otóż raz złapała mnie na tym jak płaczę i gdy spytała dlaczego powiedziałam, że to jakoś samo wyszło i że chyba mam depresje, a co ona zrobiła? Zaczęła się śmiać i mówić, że nie mam z czego... No tak, nie wie wszystkiego więc może tak myśleć. Ale ten Nick mnie jeszcze bardziej dołuje. Nie rozumiem dlaczego to robi. Przecież nic mu nie zrobiłam. Ale ma rację. Jestem gruba, brzydka i w ogóle nienawidzę siebie.
Otarłam łzy i ruszam do łazienki, która jest połączona z moim pokojem. Z półeczki koło lustra wyciągam kosmetyczkę, a z niej upragnione pudełeczko. Dawno tego nie robiłam.
Wychodzę z łazienki i siadam na łóżku. Łzy płyną po mojej twarzy, kiedy wyciągam żyletkę. Odsłaniam lewy nadgarstek.
Pierwsze cięcie.
To z tęsknoty za osobą, której przy mnie nie ma.
Drugie cięcie.
Za to że jestem taka brzydka.
Trzecie cięcie.
Za to że podobają mi się niewłaściwe osoby.
Czwarte cięcie.
Za to że żyję.
Łzy całkowicie zamazują mi obraz, a ja cieszę się bólem, który mimo wszystko pomaga.
Rękawem bluzki przecieram oczy i patrzę na krew wypływającą z ran. Sięgam do szuflady w stoliku nocnym i wyciągam chusteczki. Ocieram rany, a gdy krwawienie ustaję opuszczam rękaw i zakładam bransoletki.
Czyszczę żyletkę i chowam na miejsce. To dziwne, że nikt nic nie widzi. A może nie chcą widzieć?
Łzy w dalszym ciągu spływają po policzkach, a ja słuchając muzyki zasypiam.
*
Gdy się budzę jest 20.30. Postanawiam wstać i wziąć prysznic. Wyciągam z szafy piżamę i kieruję się do łazienki. Czuję, że rękaw bluzki przyczepił się do rany na nadgarstku.Ściągam bransoletki i delikatnie odchylam bluzkę. Na mojej skurzę wyraźnie widać długie, krwawe kreski. Rozbieram się wrzucając ubrania do pralki. Wchodzę pod prysznic i czuję jak strumień gorącej wody uderza w moje ciało. Czuję jak rana zaczyna piec, ale nie przejmuję się tym. Ból jest dobry.
Po prysznicu ubieram się i szczotkuję zęby. Wracam do pokoju i kładę się, szczelnie owijając się kołdrą. Wiem, że jest wcześnie i praktycznie nic nie jadłam, ale wiem, że nie byłabym w stanie cokolwiek zjeść. Zamykam oczy i próbuję zasnąć. Nagle przypomina mi się, że jutro ma przyjść Styles i mamy pracować nad projektem. Dobrze, że rodziców nie będzie już słyszę te ich podteksty w głowię.
Rozmyślając o tym jaki przyszły dzień będzie chujowy zasypiam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemka, tak się przedstawia wstępnie to opowiadanie. Piszcie czy się podoba i jeśli chcecie być informowani to dajcie znać w zakładce.
Komentujcie Kelsey :*